Od początku powstania stowarzyszenia jedną z przewodnich myśli była idea upamiętnienia śladu Szefa w Bieszczadach. Najpierw jednak trzeba było odszukać miejsce naszych letnich obozów. Pierwszą próbę podjęliśmy latem 2018r., a oprócz mojej żony, która zawsze była obok mnie (nie tylko w Bieszczadach) uczestniczyli w niej Ewa i Toni oraz dużo dzieci i wnuków, ale polany nie odnaleźliśmy:
To jednak nie takie proste, kiedy od mojego ostatniego pobytu na polanie minęło kilkanaście lat. Takie wycieczki odbywaliśmy wcześniej i kilkukrotnie w różnych latach i w różnym towarzystwie udawało mi się na naszej polanie stanąć. Oto przykłady:
Kolejna próba, do której doszło w październiku jeszcze tego samego roku zakończyła się sukcesem. Doszliśmy na polanę razem z Gruchą i Rumianem wspomagani przez pana Michała, współgospodarza kempingu „Górna Wetlinka”:
Wyznaczyliśmy współrzędne miejsca, opracowaliśmy łatwiejszy sposób dojścia i wówczas zakiełkowała w nas myśl umieszczenia na polanie pamiątkowej tablicy. W ciągu zimy powstawały kolejne, za każdym razem coraz bardziej rozbudowane wersje tekstu. ŚP Jasiu Mazurek z niepokojem informował nas o rosnących rozmiarach tablicy, a jako fachowiec dbał o jakość czyli przede wszystkim estetykę i czytelność. Wielkość i kształt liter oraz ich rozmieszczenie decydowały o jej wielkości i ostatecznie stanęło na rozmiarach 95x70x10 cm, co dało ciężar ok.100kg! Lwia część pięknych, poetycko sformułowanych zdań jest dziełem Wafla. Latem 2019r. pojawiliśmy się w Wetlinie pełni nadziei, że jakoś przy pomocy młodych uda się tablicę zataszczyć na polanę. Niestety po kilku przymiarkach musieliśmy z tego zrezygnować. Udało się za to wytyczyć inne dojście na polanę – bezpośrednio z kempingu „Górna Wetlinka” czyli tradycyjnego miejsca naszego obozowania. Dużo osób z naszego środowiska przewinęło się w sierpniowe dni 2019r. przez Wetlinę. Chodziliśmy razem po górach, śpiewaliśmy przy ognisku, modliliśmy się i wspominaliśmy, ale przede wszystkim znów dotarliśmy na naszą polanę i umieściliśmy tam drewnianą kapliczkę łącząc w symboliczny sposób dwie katedry: bukową – uświęconą przez liczne Msze Św. odprawiane na tym miejscu przez Szefa i gorzowską, bo z materiału odzyskanego ze spalonej wieży wykonał tę kapliczkę Marek Samochodzik.
Pandemia, która nastała krótko później, na pewien czas ograniczyła naszą aktywność, przy czym w Bieszczadach pojawialiśmy się, ale na polanę nie zaglądaliśmy. Sprawdzaliśmy tylko, czy nasza tablica jest nadal należycie przechowywana, a pozostawiliśmy ją pod opieką gospodarzy kempingu. Wiosną tego roku podczas walnego zebrania członków stowarzyszenia przedstawiłem propozycję przekazania tablicy pod opiekę parafii w Wetlinie. Po uzyskaniu akceptacji członków stowarzyszenia przystąpiliśmy w mniejszym gronie do opracowania koncepcji. Wyszło nam, że potrzeba, aby powstała mniejsza tablica, którą może udałoby się jednak zanieść na polanę, a do dużej tablicy trzeba dołożyć informację, gdzie ta bukowa katedra, o której mowa w tekście, znajduje się naprawdę. Krzyś Mazurek wykonał piękną tabliczkę z krótkim napisem, dzięki któremu mogliśmy zmieścić się w rozmiarach 50/35/2, a to dało wagę kilkunastu kilogramów. Przy takich parametrach można było myśleć o zaniesieniu jej w plecaku. W czerwcu wybraliśmy się z żoną do Wetliny z misją zaniesienia małej tabliczki na polanę oraz zapoznania proboszcza w Wetlinie z naszym projektem. Myślałem, że w dotarciu na polanę pomoże mi uczynny pan Michał, o którym już wspominałem. Niestety w marcu miał incydent sercowy, o którym sam mówił: „Obaliło mnie” i na wyprawę w góry absolutnie się nie nadawał. W tej sytuacji musiałbym pójść sam, ale moja żona nie chciała o tym słyszeć i postanowiła mi towarzyszyć. Dzięki temu czułem się raźniej. 8 czerwca Michał podwiózł nas do znaku „Zwolnij! Rysie!” i po niecałej godzinie przedzierania się przez chaszcze stanęliśmy na polanie. Ołtarz był nieco nadszarpnięty zębem czasu, więc dłuższą chwilę spędziliśmy przy uzupełnianiu ubytków i przygotowywaniu miejsca na umieszczenie tablicy. A oto efekt:
Kiedy wracaliśmy z euforycznym poczuciem dobrze spełnionej misji tak nas trzymała adrenalina, że doszliśmy na piechotę do „Zajazdu pod Połoniną” – naszego ulubionego miejsca na obiad w Wetlinie. Brawo, moja żona!!! Kolejnym etapem misji była wizyta w parafii. Ojciec Amadeusz okazał całkowite zrozumienie dla całego projektu, od razu wstępnie zarezerwował termin, a także podpowiedział kilka szczegółów do scenariusza, które ochoczo podchwyciliśmy. W wyniku tych uzgodnień później opracowaliśmy dodatkowy tekst do tablicy ogłoszeń, nieco objaśniający fakt zaistnienia naszej tablicy w parafii. Można go przeczytać tutaj: informacja objaśniająca z kodem QR. Później wykonana została także bardzo solidna, a jednocześnie estetyczna i pasująca do tablicy podstawa – stelaż.
Kiedy tylko O. Amadeusz potwierdził termin uroczystości, mogliśmy ogłosić radosną wiadomość, że 13 sierpnia podczas Mszy Św. o godz. 10.00 odbędzie się uroczyste poświęcenie naszej tablicy. Dodaliśmy do niej wygrawerowaną informację o współrzędnych polany (widoczna na zdjęciu tablicy na samym dole) oraz przygotowany już tekst na tablicę ogłoszeń.
I znów w sierpniu pojawiliśmy się w Bieszczadach! Tym razem miałem nie tylko wsparcie mojej żony, ale także Borsuka i Foki, którzy z pewnymi kłopotami, ale jednak dotarli do Wetliny i okazali się bardzo pomocni w całym przedsięwzięciu. W przeddzień uroczystości przewieźliśmy tablicę z kempingu do kościoła. Ojciec Dobromił wobec niedostarczenia na czas podstawy do tablicy zdecydował o przeznaczeniu klęcznika sprzed bocznego ołtarza Św. Jana Pawła II (Św. Janie Pawle, Ty wiesz jak nas wesprzeć i podeprzeć!) na tymczasowe podparcie tablicy, a Wandzia udekorowała całość przywiezionymi z Gdańska wrzosami i białoczerwonymi kokardami. Mszę Św. koncelebrował w asyście dwóch innych księży Ojciec Dobromił, on też dokonał obrzędu poświęcenia naszej tablicy.
Borsuk i Filip Weichert czytali, Lidka Weichertówna zaśpiewała psalm, a ja odczytałem modlitwę wiernych. Ojciec Dobromił przed poświęceniem zaprosił mnie do wyjaśnienia uczestnikom uroczystości, o co chodzi. Miałem więc okazję opowiedzieć o postaci ks. Witolda i naszej bytności w Bieszczadach w latach 70-tych, a także poprosić OO. Bernardynów o opiekę nad tablicą: https://youtu.be/yFaB9VNnSrM
Ponieważ tablica wzbudziła spore zainteresowanie, po Mszy Św. musieliśmy jeszcze stawić czoła wielu pytaniom i wysłuchać wielu miłych słów od uczestników uroczystości. Nasza historia kryjąca się w kamiennej tablicy od razu zaczęła rezonować!
Zapomniałem powiedzieć, że w sobotę poprzedzającą uroczystość na prośbę Borsuka i Foki jeszcze raz poszliśmy na polanę. Teraz już nie było żadnego szukania ani nadmiernych ciężarów, więc po niedługim czasie stanęliśmy u celu. Borsuk miał ze sobą niespodziankę – drewnianą „plakietę”, dzięki której jubileusz 50-lecia gorzowskiego duszpasterstwa akademickiego został na polanie zaakcentowany!
Wisienką na torcie okazał się koncert Starego Dobrego Małżeństwa na terenie bieszczadzkiej kolejki w Majdanie k/Cisnej. Bardzo ta muzyka smakowała, traktowaliśmy ją trochę jako nagrodę po spełnieniu obowiązku!
To był niezwykły tydzień, dobry Bóg pozwolił nam na realizację całego planu, w tym także na wędrówkę do Matki Bożej w Łopience, na wizytę w nowej Chatce Puchatka na Połoninie Wetlińskiej oraz na przejście Połoniny Caryńskiej (okupione litrami potu i tygodniowym bólem stopy).
Na zakończenie chciałem podkreślić, że wszystkie nasze w niniejszym tekście opisane działania nie udałyby się, gdyby nie dobra wola, twórcza inicjatywa i współpraca wielu osób i firm. Szczególne podziękowania składam właścicielom firm Mazurek i Karnia – z Gorzowa Wielkopolskiego, gospodarzom Campingu „Górna Wetlinka” – pani Steni i panu Michałowi oraz ojcom bernardynom z Wetliny.
Chciałbym też wymienić tych, których spotykałem w Wetlinie przez kilka ostatnich lat, a których obecność bardzo umacniała mnie w przekonaniu, że WARTO: Ewa i Toni, Filip i Dominika z dziećmi, Grucha, Rumian, ŚP Karlos, Teresa Łąka, Genia – Guta, Zosia i Andrzej, Stasiu od Żarówy z córką Aśką i wnukami, Czesia z córką Hanią i wnukami, Jola i Krzysztof, Fredek i Małgosia z synem, kuzynka Basia z Pawłem, Borsuk i Foka, a także moja rodzina: żona – Wanda oraz wszystkie dzieci i wnuki. Zachowuję we wdzięcznej pamięci tych, którzy w ciągu czterdziestu lat odwiedzali z nami polanę, chodzili po górach, modlili się razem. Mam tu dodatkowo na myśli: Bożennę Waliszewską, ks. Tadeusza Ziębę, Jasia Poznańskiego, Lucka, Jasia Suswiłło z Marysią i dziećmi, Jurka Zembrzuskiego z Wiesią, rodzinę Piotrowskich z Gdańska, Krzyśka i Agnieszkę z dziećmi.
Wiem także o wielu, którzy mimo chęci nie zdołali dotrzeć na polanę, ale wspierali nas dobrą radą i modlitwą.
Wszystkim bardzo dziękuję!
Marek Rutkowski „Docent”
w sierpniu 2023
PS. Więcej opisów wydarzeń i zdjęć w zakładkach: Bieszczady oraz Zasoby/Zdjęcia i Wideo
Komentarze
Jedna odpowiedź do „Bieszczadzkie tablice – opowieść Docenta.”
„Jak wyslowic WDZIECZNOSC MA,ZA TYSIACE LASK”…?!? Kochani! Bardzo cieszymy sie z Waszego Przedsiewziecia upamietnienia wyjatkowego miejsca formacji wielu z nas oraz rozkwitu pietaszkowej milosci, a w konsekwencji i Rodu , zreszta chyba niejednego…Osobne podziekowania za rewelacyjna fotke tablicy przy porosnietym mchem „oltarzu”,ktory przed laty otaczalismy … Z calego serca GRATULUJEMY Wam Dziela, ktore niech przetrwa pokolenia!Zalujemy,ze nie moglismy byc z Wami, ale laczylismy sie i modlitwa.Z pewnoscia wybierzemy sie tam w przyszlosci, moze i w towarzystwie Latorosli i wnuczat , o czym tez powiadomimy Was.Tymczasem , niech dobry Bog pozwoli wzrastac zasianemu.ziarnu Prawdy ,Dobra i Milosci w kazdym z nas .KOCHANY SZEFIE- SIEWCO ! DZIEKUJEMY CI ! Odpoczywaj w pokoju! Amen.